Niejeden z was korzystał już z internetowego banku zdjęć, automatycznie klikając „Akceptuj regulamin”, byle tylko szybciej przejść o krok dalej. Oczywiście to żaden wstyd i większości z was pewnie nie dotknęły żadne konsekwencje prawne. To wszystko jednak do czasu.
Wielu profesjonalnych i średniozaawansowanych fotografów publikuje swoje zdjęcia w ramach internetowych banków zdjęć. Jest to często forma znacznego przychodu dla nich zważywszy na to, że wiele firm i agencji szuka fotografii na takich właśnie stronach. Plusem jest też duży zasięg, a co za tym idzie łatwość dotarcia do klienta. Obecnie na rynku mamy wiele takich miejsc. Są to m.in. Fotolia, PAP, Crestock, Dreamstime, Bigstockphoto, Shutterplanet i największy Shutterstock. Niestety z punktu widzenia fotografa, żaden z nich nie jest idealny pod wględem podziału finansowego.
Przeglądając niektóre z nich widać wyraźnie, że Shutterplanet wypłaca wynagrodzenie raz w miesiącu w momencie, kiedy na naszym koncie uzyskaliśmy dochód 50 zł. Na portalu Fotolia z kolei możemy wybrać czy chcemy sprzedawać nasze zdjęcia na wyłączność czy bez wyłączności. Pamiętajmy przy tym zawsze, że banki zdjęć nie są miejsca do sprzedaży naszych dzieł, ale do wykupywania na nie licencji. I tutaj włąśnie pojawiają się ciekawostki. Jeśli zdecydujemy się na pierwszą opcję to nasza prowizja za sprzedane zdjęcie wynosi od 35% do 63% za sprzedane pliki w systemie kredytów. Druga opcja jest trochę mniej satysfakcjonująca, aczkolwiek na próg końcowy można się zgodzić, prowizja od 20% do 46%. Pojawia się pewnie pytanie co to jest system kredytów? To nic innego jak ilość pobrań, którą można pomnożyć przez prowizję. Ważne by pamiętać, że prowizja rośnie wraz ze wzrostem pobrań zdjęć.
Analizując dalej obecne na rynku ineternetowe banki zdjęć trafiamy na iStock, który na swojej stronie promuje osoby, które regularnie zamieszczają nowe prace. Mamy tutaj dwa rodzaje licencji: royalty free (wolny od tantiemów) i copyleft.
Pierwsza oznacza kwestię kupna i sprzedaży. Różni się w znacznym stopniu od pozostałych. Model licencjonowania różnych form własności intelektualnej takich jak patenty, znaki towarowe, prawa autorskie polega na tym, że licencjobiorca płaci jednorazową opłatę licencjodawcy po czym zyskuje prawo do wielokrotnego użycia przekazanych zdjęć bez konieczności wnoszenia kolejnych opłat. Natomiast copyleft o tyle różni się od royalty free, że w ramach tej opcji umożliwiona jest swobodna redystybucja (w tym również zarobkowa) objętych nią prac. W związku z tym z punktu widzenia autora druga opcja jest o wiele mniej korzystna.
Inny bank zdjęć – Dreastock – oferuje nam licencję typu sell the rights. Fotograf, który wrzuca swoje zdjęcie do serwisu wyraża zgodę na jego sprzedaż na warunkach tej licencji. Polega to na tym, że jeśli dostaniemy od klienta odpowiadająca nam sumę pieniędzy za zdjęcie (wcześniej podajemy ją na stronie) to musimy takie zdjęcie usunąć z banku zdjęć i wszystkich serwisów, w których się pojawiło. Mamy na to 72 godziny. Jest to tzw. licencja na wyłączność.
Możemy spostrzec pewną zależność wśród ofert internetowych banków zdjęć. Im więcej możliwości licencja daje klientowi tym fotografia jest droższa. Oczywiście istnieją serwisy, które dzielą się zyskami po połowie. Są to Canstockphoto, 123rf, Yaymicro i Mostphotos. Crestock daje nam 20% zysku od każdego sprzedanego zdjęcia. Prowizja wzrasta do 30% po sprzedanych stu pracach. Hutterstock natomiast rozlicza się zgodnie z zasadą, że kiedy nasze wynagrodzenie osiągnie wysokość 75$, zostaje to nam przelane w połowie miesiąca. Podobnie Crestock, przy czym przelew dokonywany jest już przy kwocie 50$. Należy pamiętać przy okazji wynagrodzeń w ramach banków zdjęć, że naszą wypłatę możemy często odebrać tylko jeśli posiadamy konto na Paypalu lub Monebookers.
Istotną kwestią jest również proces zamieszczenia zdjęcia w serwisie, które pojawia się zwykle po 48 godzinach. Oczywiście, żeby zostało przyjęte musi spełniać określone wymogi jak rozmiar zdjęcia i format. Normą jest, że w świecie Internetu nie ma prawdziwych ludzi i posługujemy się pseudonimami albo nickami. Ważne jest zatem, by na stronach gdzie zamieszczamy swoje prace fotograficzne zawsze podczas rejestracji wpisywać swoje prawdziwe imię i nazwisko. Na Fotolii mamy nawet specjalną zakładkę do dodawania pseudonimu, więc możemy go zwykle dodać później, a po aktywacji w serwisie zamiast imienia i nazwiska będzie widniał wybrany przez was pseudonim artystyczny. Jednak w bazie wyraźnie zostało odnotowane kto jest autorem zdjęcia, co w przyszłości, przy ewentualnym dochodzeniu praw autorskich może okazać się przydatne.
Banki zdjęć nie kontrolują tego w jaki sposób może być wykorzystane wasze zdjęcie.Jest to oczywiście ryzyko zawodowe i musicie być przygotowani na to, że któregoś dnia wasza fotografia spojrzy na was z gazety, billboardu czy ulotki. Agencjom szkoda czasu na organizowanie sesji fotograficznych i niejednokrotnie wykorzystują gotowe zdjęcia. Wiele prac na potocznie zwanych stockach to portrety i sylwestki ludzi. Tutaj też trzeba być bardzo czujnym. Nie wolno publikowac zdjęć bez zgody osób, które się na nich znajdują. Odpowiedni formularz znajduje się na każdej takiej stronie z bazą zdjęć. Shutterstock dodatkowo wymaga jeszcze od autora fotografii skanu dowodu tożsamości modela. Wszysto po to, by potwierdzić prawdziwość podanych danych. Dla niektórych z pewnością nie będzie to zaskoczenie, ale w bankach zdjęć nie można publikować fotografii przedstawiających zarejestrowane już marki czy znaki towarowe takie jak np. Coca-Cola, a także postaci z bajek i innych znaków użytkowych.
Przy tych wszystkich ograniczenia i zagrożeniach prawnych, nie należy unikać internetowych banków zdjęć. Są to nie tylko miejsca, w których fotograf może uzyskać dodatkowy przychód z wykonanych zdjęć. Jest to również pewnego rodzaju darmowa promocja prac takiego fotografa. Przy tym wszystkim trzeba po prostu pamiętać, żeby dokładnie przeczytać regulamin. Dzięki temu w przyszłości unikniecie nieprzyjemnych rozczarowań.
Super artykuł – wiele nowych rzeczy się można dowiedzieć. Sama korzystam z takich usług przy okazji projektowania grafiki, a nie wiedziałam jak wygląda współpraca banku zdjęć z fotografami.